Hu hu ha, hu hu ha! Tak sobie chuchaliśmy w mroźnych okolicznościach plenerowych… Ale chyba warto było przyjść, a nawet przyjechać z odległych bardzo innych stron Polski?
Tak wyglądało nasze główne miejsce przeznaczenia – full industrial!
A tak wyglądali radośni i zmarznięci twórcy 🙂 Okutani w waciaki wszelkiej maści:
Tylko Tosia jakoś się trzymała w swoim zimowym futrze…
Pochylaliśmy się nad każdą śrubką i kółkiem zębatym…
Mierzyliśmy też w dal, niekoniecznie siną… no, chyba, że siną z zimna…
Niektórzy nie mogli się oderwać od buchalterii, tudzież pisania donosów…
Potem poszliśmy obejrzeć jakąś wystawę foto…
Aż w końcu przemarznięci do szpiku kości udaliśmy się do Antrakt Cafe. Tylko, że zdjęć tam nikt tam raczej nie robił…. Za to grzaniec był rewelacyjny!!!
szczerze zazdraszczam
To prawda, warto było przyjechać nawet z bardzo odległego dolnośląskiego :)pozdrowionka dla wszystkich uczestników